Tytuł mówi sam za siebie. Ci którzy nie wiedzą czym jest IEM pewnie powiedzą, że to głupota lub przyrównają do kolejek w komunizmie. Otóż IEM to największa impreza dla graczy jaka miała miejsce w Polsce, odbyła się już po raz drugi w Katowicach ale w tym roku zdecydowanie przebiła kilka razy liczbę uczestników z zeszłego roku. Podczas trzech dni, przez które trwał event, drużyny ze wszystkich stron świata walczyły o puchar i nagrody pieniężne w League of Legends, Star Craft'cie oraz Counter Strike, więc jakby mogło mnie tam zabraknąć!
O samej imprezie:
Postanowiłam się wybrać już w piątek razem z Chi i Taigą, na miejscu zastałyśmy lekko mówiąc tłum ludzi, ale ponieważ była 15/16 dość sprawie poszło i w środku byłyśmy już po około półtorej godziny *to krótko*.
*najlepsze miejsca świata*
Impreza robi niesamowite wrażenie. Stoiska MSI i Intela, mnóstwo telebimów i ekranów, które nadawały trwające właśnie mecze (jedyny minus to chyba to że poza główną salą na każdym ekranie puszczano LoL'a, chociaż też prawda że cieszył się największym zainteresowaniem), światła, przygotowane stoiska z napojami i jedzeniem na każdym kroku (ceny powalały czasem) no i przecudowne cosplaye! Tak, to prawdziwe święto gracza. Chciałabym skończyć na plusach, ale przejdźmy do dnia następnego. Tym razem wybrałam się na miejsce z rana mając nadzieję, że uda mi się zgarnąć przyzwoite miejsce w kolejce. Na miejscu okazało się jednak że kolejki nie ma. Jest za to tłum przepychających się i rozwrzeszczanych osób. No i pierwsze pytanie do organizacji: 2 tyś. ludzi w kolejce i 4 ochroniarzy, that makes sense. Ludzie mdleli, obijali się, deptali, tłum nosił kosz na śmieci, obrzucali się butelkami i nadmuchanymi prezerwatywami. Moja znajoma (pozdrawiam Pat) źle się poczuła więc zdecydowałyśmy się opuścić kolejkę i wrócić dopiero na 14. Atmosfera o niego lepsza, jednak wciąż 3 godziny stania, przemoknięci i głodni, dały w kość. Skutkiem tego jest mój dzisiejszy ból gardła. Tym razem jednak udało nam się zająć dobre miejsca! Jednak jako że organizatorzy nie pozwolili na wnoszenie jedzenia czy picia szybko zaczęliśmy szukać czegoś do zapełnienia pustki w brzuchu. W trzeci dzień już rozłożyła mnie choroba, a bardzo żałuję, chciałam obejrzeć konkurs cosplay.
Cosplaye:
Jak zwykle były te dobre, te trochę gorsze i te niesamowite. Np. Izabel z jej Morganą, Shappi jako Kayle, Violet jako fem. Rengar no i Catherine jako Kitty Cat Katarina! Strasznie mi przykro, że w internecie pojawiło się tyle negatywnych opinii na temat cosplayów, bo wiele z nich włożyło w nie mnóstwo pracy, a jak zwykle nasze społeczeństwo, siedząc przed komputerem, umie najlepiej i wie najlepiej. Niestety sama nie mam dużo zdjęć, jedynie dwa z dwoma cosplayerkami Caitlyn (cóż fangirl pełną parą):
*moja twarz w cenzurze*
Ogólnie impreza jest niesamowita, poznałam kilku miłych ludzi i z kilkoma się spotkałam, ale zapamiętajcie me słowa: warto kupować bilety!
Cieszę się jednak, że drużyna której kibicowałam w LoL'u weszła do finału! Szkoda że w ostatnim meczu tak bardzo zostali pokonani, ale nie szkodzi still FNC #1. W SC nie miałam w tym roku faworyta, jednak rozbawił mnie fakt że szwed który dostał się na mistrzostwa po pierwszym meczu się wycofał, bo koreańczycy go tak pociśli, no i najważniejsze polska drużyna Virtus.pro została mistrzem świata w CS'ie!
mały PS widziałam SivaHD....życie spełnione ._______.